
.
Pod koniec pierwszej dekady XXI wieku głośno było o neuropedagogice. Później jakby temat trochę przycichł, a teraz znowu powraca. Á propos tego zagadnienia przypominam mój starszy tekst (ale aktualny) z 2007 roku.
“Kto mieczem wojuje od miecza ginie” – to stare powiedzenie jeszcze raz znalazło potwierdzenie. Neurobiologia, która przez postmodernistów pedagogicznych często wykorzystywana jest do wspierania postępowych poglądów, tym razem wytoczyła ciężkie działa przeciwko koedukacji.
8 listopada 2007 r. odbyło się w Madrycie seminarium na temat: “Mózg i edukacja. Różnice płciowe i uczenie się”. Na seminarium dr Marii Gudín, specjalistka w dziedzinie neurologii i autorka książki “Mózg i uczuciowość” wygłosiła referat pt.:”Różnice płciowe w centralnym układzie nerwowym: wpływ hormonów”.
Prelegentka zwróciła uwagę na fakt, iż mózg funkcjonuje różnie, zależnie od płci. Wedle badaczki początek tego zróżnicowania ma miejsce już w stadium embrionalnym. Później różnice ujawniają się w lateralizacji funkcji mózgu czy tempie rozwoju mowy.
Z kolei Hugo Liaño, profesor neurologii z Madrytu, autor książki “Mózg kobiety, mózg mężczyzny” mówił m.in. iż “mężczyźni lepiej orientują się w przestrzeni (umiejętność czytania map) oraz wykazują większe zdolności matematyczne. Kobiety natomiast przodują w intuicji uczuciowej i lepiej interpretują wyrazy twarzy oraz stany uczuciowe innych osób. Wspomniana wcześniej większa lateralizacja i symetryczność mózgu mężczyzn powoduje, że są oni bardziej skłonni do wyspecjalizowania się w określonej funkcji oraz do osiągnięcia na wybranym polu doskonałych wyników” – czytamy w relacji z seminarium na stronie poświęconej Edukacji zróżnicowanej (niestety strona już nie funkcjonuje).
Już tylko tych kilka spostrzeżeń naukowców daje wyobrażenie do czego mogą doprowadzić głębsze dociekania w tej materii. Nie trzeba bowiem wielkiej spostrzegawczości, żeby stwierdzić odmienne zainteresowania oraz tempo rozwoju chłopców i dziewcząt. Od wieków zwracała na to uwagę klasyczna pedagogika, oddzielnie wychowując i nauczając dzieci różnych płci.
Nagłaśnianie takich niekorzystnych badań jest bardzo kłopotliwe dla “edukacyjnych demokratów” przeciwnych “segregacji płciowej” w szkole, jak i dla wspierających ich neuropedagogów. Do tych drugich należą m.in. zwolennicy Teorii Wielorakiej Inteligencji Howarda Gardnera, którzy odwołując się m.in. do badań nad funkcjonowaniem mózgu, mówią o ośmiu rodzajach inteligencji (teraz już jest ich więcej): matematyczno-logicznej, ruchowej, muzycznej, wizualno-przestrzennej, intrapersonalnej (refleksyjnyj), interpersonalnej, językowej i przyrodniczej, a także o związanych z nimi stylach uczenia się.
Przyjęcie takiego stanowiska wiąże się w konsekwencji z potrzebą radykalnej indywidualizacji kształcenia. Na przykład, uczeń przejawiający inteligencję wizualno-przestrzenną powinien być uczony i oceniany inaczej, niż uczeń z inteligencją matematyczno-logiczną. Przyjęcie takich założeń musi przełożyć się na politykę oświatową i na tworzenie klas, które grupowałyby dzieci z dominującym typem inteligencji i odpowiadającym im stylem uczenia się.
Jeśli w przypadku niezweryfikowanej przez życie Teorii Wielorakiej Inteligencji, akcentuje się indywidualizację kształcenia, to tym bardziej konieczne jest to w przypadku różnych stylów uczenia się chłopców i dziewcząt. Jednak niestety tutaj zaczynają się problemy. “Demokratyczna pedagogika” odrzuca w tym zakresie wskazania neurobiologii, kierując się przesłankami ideologicznymi (konieczność równouprawnienia, wspólne wychowanie do życia w społeczeństwie demokratycznym itp.)
Zjawisko to jest przejawem szerszej tendencji, wedle której nauka ma służyć wyłącznie “postępowi”. Jeżeli zaś mu nie służy, staje się nauką martwą – zasługując wyłącznie na przemilczenie. Z taką sytuacją mamy do czynienia w omawianym przypadku.
Foto: OpenClipart.org
ZAMÓW KSIĄŻKĘ





„Inteligencji wielorakich” szkolą sprytne „nadwyżki wydziałów psychologicznych” (darmo – np w byłym przedszkolu moich synów), a za momencik podsuwają pomoce szkolne i podręczniki do nabycia przez rodziców… W świecie od dawna, w tym pedagogice chrześcijańskiej istniało pojęcie „pomnażania talentów”, związanego z tym wcześniejszego rozpoznawania, formowania cnót do rozwijania talentów. Nie mnóżmy więc bytów nad potrzebę, wciskając paranaukowo-ideologiczno-finansowy kit rodzicom.